W strefie wolnej od koronavirus...
Można powiedzieć, że ten wyjazd to ciąg dalszy obozów Fri på ski. Dwa lata temu wpadłem na pomysł, żeby stworzyć taką przygodę biegówkową w Norwegii, a rok temu go zrealizowałem w Beitostølen. Było naprawdę świetnie, dlatego zależało mi na kontynuacji. W tym roku zrobiłem to razem z Patrycją, jak za starych dobrych czasów w Start Ski. Teraz jednak oboje pod dwoma różnymi markami. Fri på ski i Kraina śniegu. W tym, jak i w poprzednim roku zajęcia prowadził mój syn Mateusz Galik. Jest naprawdę wybitnym instruktorem młodego pokolenia.
galu.
Jak można było ukraść ostanie chwile normalności w czasach postępującej epidemii covid-19? Ano, można było wybrać się z nami do Hemsedal, żeby na koniec sezonu pobiegać na nartach w niewiarygodnie pięknych okolicznościach przyrody, po fantastycznie przygotowanych trasach, no i w świetnym towarzystwie…
Oczywiście każdy z nas przed wyjazdem miał chwile wahania i zwątpienia, spodziewaliśmy się, że wirus będzie się rozprzestrzeniał, że mogą pojawić się jakieś utrudnienia w poruszaniu się, ale nikt z nas, nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie spodziewał się tak szybkiego obrotu sprawy.
Do Hemsedal dotarliśmy bezpiecznie i planowo 17 marca, po zupełnie czarnej drodze, w otoczeniu niewiele różniącym się od tego, co zostawiliśmy za sobą w Polsce. Śniegu jak na lekarstwo, a ja wraz z trwającą podróżą na północ zaczynałam odczuwać coraz silniejszy niepokój z tego powodu, ale myślę sobie przecież, że Zbyszek nie żartowałby chyba aż tak, zima ma być, to będzie. Powiedział to w końcu Człowiek Śniegu, więc jechałam, wiedząc, że ten sen się musi ziścić. Nagle 90 stopni w prawo, górka, droga coraz bardziej biała i śliska, koła trochę boksują, ale jedziemy wolniutko i spokojnie, ja otwieram okno i zaczynam robić pierwsze oszałamiające zdjęcia białych krajobrazów, za chwilę widoki zasłaniają mi zaspy na wysokość ponad połowy samochodu, czyli jesteśmy w domu! Dojeżdżamy wkrótce do naszej hytte, parking pod domem mamy odśnieżony, wow, ale co bardziej cieszy, w odległości 100 m widzimy wyjście na pięknie wyratrakowaną trasę. Szybkie rozpakowanie i kto sił, to do nart! Pierwsze bieganie nie było planowane, po prostu porwały nas emocje i ciekawość, co jest za zakrętem, a za tym zjazdem… Ci, co dojechali na miejsce trochę później trochę nam zazdrościli, atmosferę podgrzał późno popołudniowy pyszny obiad, made by Natalia oraz sauna i masaże… Żeby się ochłodzić trzeba było nurkować w zaspach śniegu.
Kolejne dni upływały nam na szkoleniu techniki, którą z największą precyzją i dokładnością wyłożył nam Mateusz, ćwiczyliśmy przede wszystkim klasyka i ku jego radości, również trochę łyżwę. Nie zabrakło nam także dłuższych i krótszych wybiegań, które dawały tyle satysfakcji i pozytywnej energii, że jak pod koniec dnia zasiadaliśmy do wspólnego posiłku i innych atrakcji wieczoru, to ostatecznie znów trzeba było na koniec stosować terapię ochładzania… i tak mijał nam dzień po dniu.
Docierały do nas oczywiście informacje dotyczące wirusa, ale przez dłuższy czas obracaliśmy je po prostu w żart, tak było łatwiej i przyjemniej. Mieliśmy swój cudny azyl, to był nasz czas, tak walczyliśmy o normalność i piękne wakacyjne chwile, które zostaną w naszych głowach i sercach pewnie na długo. Wstrzeliliśmy w naprawdę przepiękną pogodę, codziennie witało nas rano słońce, odsłaniające malownicze wysokogórskie krajobrazy owiane śnieżnymi tańcami wiatru, podziwialiśmy iskrzący się śnieg za oknem, który w zbliżeniu zachwycał swoim błękitnym kolorem, trudno było uwierzyć, że niebo jest w rzeczywistości może być aż tak niebieskie. Zafascynowani tym wszystkim zaczęliśmy nawet powoli rozważać taki plan, aby pozostać w naszym domu w tym składzie na zawsze, albo przynajmniej do czasu, aż wszystko wróci do normy, żeby sobie po prostu biegać, robić formę życia i cieszyć się bezpieczeństwem z dala od cywilizacji i jej okrutnych chorób.
Wieści z Polski było jednak coraz więcej i coraz bardziej przerażających, zamykanie granic, przymusowe kwarantanny, że nie wspomnę o apokaliptycznej wizji Oslo. Przyjaciele i znajomi mieszkający w Norwegii, wreszcie osobista rozmowa z konsulem, zdecydowały o naszym wcześniejszym powrocie do domu. Spakowaliśmy się ostatecznie jeden dzień wcześniej i udaliśmy się do Trelleborga, stamtąd do Świnoujścia i tutaj nasza bajka się kończy. Kończy się, ale w tej określonej czasoprzestrzeni, bo jak się żegnaliśmy, dziękując sobie za ten wspólnie spędzony czas, obiecaliśmy sobie koniecznie ten wyjazd powtórzyć, w tym samym składzie, do tego samego miejsca ale już w innych okolicznościach otoczenia. Pomimo zatem, że covid-19 jeszcze nie opadł i nasze emocje również, to już zaczęliśmy snuć plany, jak to będzie za rok.
Przy tej okazji chcielibyśmy wszystkim bardzo mocno wszystkim podziękować: za optymizm, umiarkowaną panikę, pomocną dłoń, dobrą wolę, słowa pełne otuchy i wyrozumiałość jaką dla siebie mieliśmy w tym trudnym czasie. Jestem przekonana, że wszystko to połączyło nas bardzo mocno, poznaliśmy się lepiej niż niejedni ludzie po wielu latach małżeństwa. Cieszy mnie, że nasza grupa wyjazdowa na komunikatorze działa dalej i ma się całkiem dobrze, razem, choć już niestety każdy w swoim domu, przechodzimy kwarantannę i niedogodności z nią związane, walczymy z systemem, postępującym brakiem rozsądku i medialnymi fejkami.
Patrycja Sakwerda.
Kilka słów ode mnie, obecny - nieobecny...
13 marca 2020 sobota.
Miałem być właśnie dzisiaj z moją grupą w Hemsedal… niestety :(.
Dziś rozpoczął się nasz pierwszy dzień kwarantanny, mamy objawy tego świństwa koronavirus. Myślałem, że nie mam aż tak dużych obaw przed chorobami, ale jednak są. Czuję lęk przed nieznanym wirusem. Boję się o rodzinę, przyjaciół i moją grupę w Hemsedal… Tak czuję zwyczajny ludzki strach i według mnie nie ma człowieka, który tego nie czuje. Jeśli ktoś myśli inaczej, to ze strachu przed strachem. Myślę, że bardziej efektywną metodą jest zaakceptowanie strachu niż go wypieranie..
Wciąż śledzę co się dzieje w Norwegii i na świecie, przez co prawdopodobnie nakręcam w sobie coraz to większy niepokój. Ale póki co to nie potrafię tego nie robić. Jestem w ciągłym kontakcie z najbliższymi i z moją grupą w Hemsedal. Wirus rozprzestrzenia się bardzo łatwo i szybko, przez co w równie szybkim tempie zmieniają się decyzje rządowe wszystkich krajów. My obserwujemy rozwój wydarzeń między Polską a Norwegią. Najświeższe wiadomości na tę chwilę to wprowadzony w Polsce stan zagrożenia epidemicznego. Co się z tym wiąże? kwarantanna, zamknięcie granic, odwołane loty i linie kolejowe, zamknięcie sklepów, miejsc publicznych itp.
Na tę chwilę nas najbardziej interesuje odwołanie lotów. Dziś jest piątek, loty mają odwołać w niedzielę, a to znaczy, że został im tylko jeden dzień na opuszczenie ,,Raju,,.
Jest wieczór, czuję w końcu spokój. Czuję się też lepiej niż w ciągu dnia. Może jednak nie mamy tego czegoś? Może to tylko zwykłe przeziębienie? Hm… nie wiem? Dziś Nina dzwoniła do szpitala i opowiedziała lekarce o naszych objawach: zawroty i lekki ból głowy, duszności, przemieszczające się pieczenie w układzie oddechowym. Wszystko wskazuje na pierwszą fazę objawów stwierdziła lekarka. Przede wszystkim pytała, czy mamy gorączkę i akurat tego nie było. Jeśli nie ma gorączki to nie jest jeszcze tak źle. Bez gorączki nie biorą nikogo na badania i jest to zrozumiałe. Jest coraz więcej osób z cięższymi objawami, Ci idą w pierwszej kolejności.
Usiadłem i zacząłem analizować objawy i wskazówki jak zapobiegać zarażenia się wirusem. Podstawową rzecz właśnie zrobiliśmy – kwarantanna 🙂 jesteśmy odizolowani od ludzi siedząc w domu. To idealne miejsce, mamy tu ciszę i spokój. Nie ma szans, żeby kogoś zarazić jeśli rzeczywiście jesteśmy chorzy :). Gdzieś wyczytałem, że ten wirus nie lubi ciepła i trzeba pić wrzątek, tak robimy, zaczęliśmy też robić inhalacje wrzątkiem. Myślę, że to właśnie zadziałało. Oboje czujemy się lepiej.
14 marca 2020 sobota.
Ciepło, przytulnie i beztrosko jest między snem a rzeczywistością. Otwieram oczy i obserwuję… Na zewnątrz świeci słońce jest, naprawdę piękne słoneczne błękitne niebo, czuję spokój. Hm… nic mnie nie boli, nie mam gorączki, nie czuję się zmęczony, oddycham troszeczkę ciężko, ale i tak chyba lepiej niż wczoraj. Zaglądam w messengera i widzę zdjęcie czterech osób na lotnisku. Paweł, Sebastian, Kasia i Magda zdecydowali się wrócić wcześniej. Wszystko się udało, odlecieli i wylądowali W Polsce. Na lotnisku sprawdzili im tylko temperaturę ciała i zalecili kwarantannę domową. Cieszę się. No ale co z resztą?
Po śniadaniu dzwonię i dowiaduję się, że reszta postanowiła trzymać się ustalonego planu. Wracają we wtorek. Osoby, które mają wracać samolotem nie dostały żadnej informacji, że loty są odwołane. Twierdzą, że wciąż jest szansa wrócić planowanym samolotem. Hm… ciężko jest zaplanować cokolwiek w takim chaosie, jaki wywołuje ten wirus. Ja osobiście uważam, że żadnego samolotu nie będzie. Uważam, że z każdą chwilą kumulują się problemy między Hemsedal a domem. Czekając nie wiadomo na co odbierają sobie możliwości, których jeszcze nie znają, dokładając sobie problemów, których również jeszcze nie znają. Wiem, że Ci co zostali w Hemsedal są tam bezpieczni. Oni też próbują nie panikować i korzystać z pięknych okoliczności.
Jest wieczór, jestem zmęczony tym wszystkim. Zbyt dużo złych wiadomości, zaczynam dozować i odpuszczać, bo przez to tworzy się w głowie katastrofa wywołująca przerażenie. Daje to wszystko do myślenia. A może w taki sposób broni się ziemia na której mieszkamy? Bez przerwy tylko gada się o ratowaniu ziemi i zmianie sposobu życia, lecz niestety nic nie robi się w tym kierunku. Może ziemia i cała natura potrzebuje odsapnąć od wymyślonego destrukcyjnego przez ludzi stylu życia? Nic nie dzieje się bez przyczyny, NIC… A może to my ludzie sami sobie stworzyliśmy ten cały bigos, a teraz w przerażeniu próbujemy za wszelką cenę przywrócić jakiś podstawowy prządek? To, że ziemia w końcu odsapnie, to jest więcej niż pewne. Szkoda, że niestety pociągnie za sobą wielu naszych znajomych, przyjaciół, czy bliskich. Może nasz strach, smutek, ból i cierpienie spowodowany bezpośrednim doświadczaniem globalnej tragedii w końcu coś zmieni? Tym razem nie dotyka to gatunku roślin, czy zwierząt, które nie mogły nic zrobić. Tym razem dotyka to nas ludzi i tym razem to my nie możemy sobie z tym poradzić. Pytania te są skierowane raczej do czytających, bo ja uważam że coś w tym jest.
My przetrwaliśmy kolejny dzień kwarantanny. Nina czuje się trochę lepiej, ja mam wciąż lekkie duszności i zawroty głowy. Ale ogólnie nie jest źle.
15 marca 2020 niedziela
Przez sen słyszę dźwięk messengera. Patrzę na zegarek, jest godzina 7,35. Sprawdzam i widzę, że to Patrycja. Wstaję z łóżka schodzę na dół do salonu i oddzwaniam. Słyszę w jej głosie zmęczenie i niepokój.
– Chyba wrócimy jednak dzisiaj. Musimy tylko znaleźć możliwość jak dowieźć ludzi, którym odwołali samoloty.
– Tak to dobry pomysł – Odpowiedziałem . – Nie ma na co czekać, bo sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana.
Po krótkiej rozmowie stanęło na tym, że jeszcze dziś wszyscy wyjadą z Hemsedal. Później okazało się jednak, że nie pojechali. Nie wszyscy chcą wracać. Hm…
Po kolacji rozmawiałem z grupą. Moją prośbą było to, żeby za wszelką cenę się nie rozdzielali i zaplanowali jak najszybszy powrót. W moim przekonaniu nie można czekać w takiej sytuacji. Można przeczekać sztorm, czy śnieżycę, ale nie wciąż rozwijającą się epidemię tworzącą paraliż i chaos międzynarodowy. Stanęło na tym, że wszyscy razem jutro rano opuszczają Hemsedal.
Tak sobie teraz siedzę i myślę, że może to wszystko jest celowo wyolbrzymione? Media podkręciły atmosferę, a strach zrobił swoje. My też daliśmy się w to wkręcić. Hm…, jakoś trzeba to przystopować. Na pewno nie da się tego zatrzymać, ale spowolnić rozwój można. Dzięki temu wszyscy będą mogli otrzymać odpowiednią pomoc. To jest tak jakby się miało wypić 10 litrów wody w 15 minut. Nie ma szans, ale już w 5 godzin się da.
My przeżyliśmy kolejny dzień. Niby stabilnie, ale wciąż zachodzą niepokojące zmiany w organizmie. Rano miałem duże zawroty głowy, które odeszły po śniadaniu. Czuję jakbym miał założony na głowie jakiś ciężki beret. Pojawiła się u nas lekka gorączka 37,4 i 37,5. Ninę zaczęły pobolewać mięśnie. Strach miną.
16 marca 2020 poniedziałek
Obudziłem się przed 8 i od razu zadzwoniłem do Mateusza.
– I co jedziecie?
– Wszyscy już wyjechali, my jeszcze pakujemy busa i za jakieś pół godziny też wyjeżdżamy.
– O której macie prom?
– O 23:30, mamy ok 4 godziny rezerwy.
Po tej informacji bardzo mi ulżyło. O godzinie 13,40 Mati z Natalią byli u mnie i przekazali mi kilka kartonów z jedzeniem odżywkami od Asi itp. Asia dziękuję Ci bardzo za Strefę Mocy. Niech Moc będzie z Nami 🙂 Kiedy rozpakowywali busa mieliśmy okazję trochę porozmawiać. Zachowaliśmy bezpieczną odległość, ja w drzwiach domu, a oni przy garażu. Dzieliła nas 10 metrowa odległość, normalnie psychoza. Dziwne uczucie, ale lepiej nie ryzykować. Mniej więcej wiedziałem jak wygląda powrót, bo wcześniej rozmawiałem z Patrycją, ale wypytywałem w szczegółach Mateusza.
Dwa samochody pojechały do wypożyczalni na lotnisko Torp, gdzie były wypożyczone. Samochód Patrycji pojechał do przyjaciółki Beaty, która pożyczyła im samochód na powrót do Polski. Następnie przesiedli się do wypożyczonego auta a Patrycja pojechała po resztę ludzi na lotnisko. Wszyscy umówili się w Vestby na stacji paliw, skąd pojechali na prom do Treleborga. Wczoraj wieczorem zarezerwowali bilety i wykupili kabiny. Dobra decyzja, lepiej nie kręcić się po promie.
Dojechali do portu bez żadnych przeszkód. Zrobili odprawę, wypełnili jakieś druczki identyfikacyjne i wjechali na prom. Uff. Jeszcze tylko przetrwać bezpiecznie na promie.
My dzisiaj czujemy się już dobrze, oboje jesteśmy osłabieni ale jest dobrze.
17 marca 2020 wtorek
Po przebudzeniu się dzwonię od razu do Mateusza i Patrycji. Wszyscy są już w Polsce, na granicach nie było żadnego utrudnienia, nawet nie zmierzono im temperatury. Hm… ???
Teraz wszyscy rozjeżdżają się do swoich domów, a ja w końcu poczułem spokój. Mimo braku mojej obecności, byłem z nimi przez cały czas. Moje myśli krążyły tylko wokół informacji na temat wirusa i grupki w Hemsedal. Oprócz wrażeń płynących z zimy i natury norweskiej, towarzyszył nam wszystkim nieustanny niepokój. To co się teraz dzieje na świecie jest po prostu straszne i bardzo dziwne. Z tego powodu ostatnie chwile były bardzo niespokojne. Nie każdy radzi sobie w takich sytuacjach, dlatego żałuję, że nie było mnie z nimi osobiście. Najważniejsze, że każdy jest już w domu. Nie pozostało nam nic innego jak obserwowanie dynamicznie rozwijających się wydarzeń. Wszystko się teraz zmienia. Zdrowia i zdrowego rozsądku wszystkim życzę. HEEJJ.
galu.